You are currently browsing the monthly archive for Styczeń 2010.

W pewną grudniową sobotę… tzn. w piątek, naszym zwyczajem wsiedliśmy do wynajętego samochodu i wyruszyliśmy na zwiedzanie Izraela. Zachwyceni tym, że przez kilka dni chodziliśmy do pracy bez kurtek, nie zwróciliśmy początkowo uwagi, że zaczęła się zima.

Pierwszym celem naszej wycieczki były ruiny fortecy krzyżowców w Belvoir w południowej Galilei. Ciekawe jest to, że żadną miarą nie jest to oficjalna nazwa tego miejsca używana w Izraelu. Jedyna tabliczka z tą nazwą była dopiero na zjeździe z głównej drogi i przez dwie godziny jechaliśmy w kierunku parku narodowego Kohav Hayarden z mocną wiarą, że nic się nikomu nie pomyliło i to na pewno to.

Pierwszym objawem tego, że od września i października zmieniła się pora roku było to, że wzgórze, do którego dojechaliśmy było… zielone. Dopiero w tym momencie zrozumieliśmy, dlaczego wszyscy na informację, gdzie się wybieramy w weekend reagowali entuzjastycznymi zachętami, że „teraz jest tam naprawdę pięknie”. Dla naszego środkowoeuropejskiego oka wszystko wyglądało po prostu normalnie, ale w końcu zrozumieliśmy niezwykłość tego, że od paru godzin dominującym kolorem za oknem jest zieleń, a nie beżowy brąz. Podczas dość długiej drogi pod górę mieliśmy coraz silniejsze wrażenie zakrzywienia czasoprzestrzeni, bo okolica bardziej przypominała Irlandię niż Izrael. Trawa poprzetykana była malowniczymi kamieniami i skałkami, pomiędzy którymi pasły się owce i kozy.

Na szczycie góry czekał nas kolejny europejski widok, czyli forteca z XII wieku. Czytaj resztę wpisu »

Zadano nam za pośrednictwem Google’a następujące pytanie: czy można mieć aparat fotograficzny w bagażu podręcznym.

Odpowiadamy: nie tylko można, ale wręcz trzeba. Powody są następujące:

  • Dzięki temu można robić z góry ładne zdjęcia, z których większość wyjdzie nieostra lub zamazana.
  • W przypadku lotu El Alem zyskujemy możliwość uzyskania malowniczych dziurek w pokrowcu oraz pochwalenia się swoją twórczością przed panami (i paniami) ochroniarzami.
  • Możemy podenerwować współpasażerów błyskami flesza (szczególnie dobrym pomysłem jest błyskanie podczas robienia zdjęć obiektom za oknem).
  • Osobnicy zwani w pewnych kręgach Urywaczami Kłódek nie usuną nam aparatu z walizki i nie sprzedadzą na Allegro.
  • Panowie zwani w innych kręgach Rzucaczami Walizek nie sprawią, że na miejsce dowieziemy o jedne puzzle więcej, niż pakowaliśmy.

W naszym doświadczeniu aparat cyfrowy zawsze (za wyjątkiem p. 2 powyżej) przechodzi nawet bez konieczności wyjmowania go z torby/plecaka. W przypadku aparatu na kliszę lepiej skonsultować się z obsługa bramki przed wrzuceniem go do prześwietlenia… Niektórzy narzekają bowiem, że przy tej okazji czerń filmu traci swoją czerń.

Zwiedzający południową Galileę z listą izraelskich parków narodowych w ręku na swoim szlaku napotka na pewno Beit She’an. Drogowskazy zaprowadzą go na niepozorny parking przed jeszcze bardziej niepozornym budyneczkiem zawierającym kasy i okolicznościowy sklepik. Czytaj resztę wpisu »

Teatr Trzeciego Gryzu prezentuje sztukę pt.

Cienka Żółta Linia

dramat w jednym akcie prozą

DRAMATIS PERSONAE:

  • Kierowca
  • Nawigator
  • Pasażer

MIEJSCE AKCJI: Samochód, szosa, przedmieścia Hajfy


KIEROWCA, NAWIGATOR i PASAŻER Jadą samochodem. Za oknem widać przedmieścia Hajfy: budynek Google, grzbiet Karmelu, po drugiej stronie morze.


KIEROWCA: Okay, jak wjedziemy do centrum, to będę prosił o trochę nawigacji. Trochę przed tym dużym zakrętem wzdłuż brzegu cypla będzie w prawo taka dość główna droga, która potem się rozdziela i idzie w lewo na północ pod klasztor, a w prawo wzdłuż grzbietu Karmelu. Możesz mnie na nią pokierować?

NAWIGATOR: Zaraz znajdę. (szuka planu Hajfy na odwrocie mapy drogowej Izraela) Ta mapa jest za bardzo ucięta z lewej, sprawdzę na tej z Internetu.

KIEROWCA: OK.

NAWIGATOR: (wyciąga wspomnianą wydrukowaną mapę) Chodzi o taką trasę która idzie wzdłuż głównej drogi, a potem odbija na południe?

KIEROWCA: Nie, taka żółta pod górę w stronę szczytu, na północny wschód raczej. Idzie prosto pod klasztor, na samym szczycie wzgórza na końcu cypla, nad autostradą. Góry możesz nie mieć, ale ona jest w tym łuku autostrady i dalej na wschód grzbiet. Ta droga pod klasztorem rozdziela się na dwie i jedna idzie grzbietem.

NAWIGATOR: Jest łuk… Hm, nie widzę takiej drogi. Jest albo ta biała, o której ci mówiłam, albo następna, ale to już kawałek za zakrętem.

KIEROWCA: Mogę zobaczyć mapę?

PASAŻER: Czerwone!

KIEROWCA: (hamuje)

KIEROWCA: (wpatruje się wraz z nawigatorem w mapę) Tu wjeżdżamy, tu jest ta biała, tu klasztor…

PASAŻER: Zielone.

KIEROWCA: (rusza) Między tą białą którą mamy a cyplem i klasztorem powinno być odbicie naszej.

NAWIGATOR: Nie ma. No nie ma tu nic aż do tej następnej już za klasztorem. Może podjedziemy od tamtej?

KIEROWCA: Tam może byc problem z podjazdem pod górę, no i to już wpakujemy się w środek miasta. Mogę jeszcze tę mapę? (pokazuje palcem) O, tutaj powinna odbijać żółta, nie ta trzycyfrowa tylko taka mniejsza. Nie ma nic?

PASAŻER: Czerwone!?!

KIEROWCA: (hamuje)

HAMULCE: (piszczą)

KIEROWCA: Ej, tu faktycznie nie ma tej drogi… Tam dalej jest na niej nazwa…

PASAŻER: Zielone.

KIEROWCA SAMOCHODU Z TYŁU: Tuuut!

KIEROWCA: (rusza) To co jest, nie ma żółtego na tej mapie? (nad głową rozbłyska mu żarówka) Nie wydrukowało się?!?

NAWIGATOR: Chyba w ogóle nie ma żółtego. To, co miało być na żółto, jest niewidoczne.

PASAŻER: Czerwone!!!

KIEROWCA: O, strzałka! (gwałtownie skręca w przecznicę) To chyba tędy.

NAWIGATOR: No dobrze, ale nie mamy mapy.

KIEROWCA: Jedźmy po tym, czego nie widać.

AUTOMATYCZNA SKRZYNIA BIEGÓW: (wyje rozpaczliwie na pojeździe)

KURTYNA

Model pałacu Heroda w Masadzie.

Początki twierdzy w Masadzie sięgają historii Heroda Wielkiego, który postanowił tam zbudować jeden ze swoich imponujących pałaców. Do dzisiaj można tam podziwiać pozostałości tarasowej konstrukcji pałacu północnego stworzonej na zboczu wzgórza oraz odtworzone malowidła, którymi był on przyozdobiony. Starożytne relacje głosiły, że pałac otoczony był marmurowymi kolumnami – te jednak okazały się złudzeniem optycznym stworzonym przez kolory użyte na zewnętrznych ścianach z piaskowca. Na pozostałej części płaskowyżu można obejrzeć pozostałe zabudowania twierdzy – nieodzowne łaźnie z mozaikami i ogrzewaniem podłogowym, pomieszczenia gospodarcze oraz pałac wschodni – z basenem.

Na środku stoją też pozostałości bizantyjskiej świątyni wybudowanej przez mnichów, którzy zamieszkiwali to miejsce około 5 w. n.e.

Na skalistą górę nad Morzem Martwym można dostać się trasą wytyczoną przez oblegających swego czasu twierdzę rzymskich żołnierzy, wspiąć się stromą „ścieżką węży”, lub też… wjechać na szczyt kolejką linową. My wybraliśmy to ostatnie rozwiązanie i z każdą minutą obserwowania z góry wędrowców byliśmy z tej decyzji coraz bardziej zadowoleni.

Masada oferuje też przepiękne widoki na Morze Martwe i znajdującą się po jego drugiej stronie Jordanię.

Jednak to nie dla tych atrakcji wycieczki szkolne, objazdowe „Israel Tours” Żydów zza granicy, a także miliony turystów co roku odwiedzają to miejsce. Czytaj resztę wpisu »

Któregoś dnia siedzimy sobie na słoneczku jedząc lunch i rozmawiamy po polsku o pogodzie. Nagle zaczynają się do nas, jak nigdy, dosiadać ludzie z naszej firmy. Fajnie. Wymieniamy kilka grzecznościowych uwag po angielsku, a jakże – o pogodzie. Nie wiem, jak innym, ale mi trudno jest się otrząsnąć z wrażenia, które robi na mnie w styczniu temperatura 23 stopni, pełne słońce i niebieskie niebo, szczególnie po przeczytaniu porannych wiadomości o zamrożonej trakcji kolejowej w Polsce.

Po chwili sytuacja wraca do normy – oni rozmawiają po hebrajsku uparcie używając słów, których nie znam, co jest o tyle dziwne, że znam ich już chyba ze 20. Trudno. Wracamy do swojej rozmowy, kiedy nagle znowu zaczynam rozumieć, co mówią sąsiedzi. Tym razem po rosyjsku. OK. Dołączamy się do rozmowy po rosyjsku, tym razem dla odmiany o temperaturze wody w morzu i że w Bałtyku woda jest zimniejsza nawet latem – koleżanka wychowywała się w Petersburgu. Nasz śmiech zwraca uwagę osób hebrajsko-a-nie-rosyjskojęzycznych. Domagają się tłumaczenia i wyrażają zdziwienie, że mówimy po rosyjsku. Przechodzimy na angielski i zaliczamy obowiązkową część programu pod hasłem „kiedyś wszyscy w Polsce uczyli się rosyjskiego w szkole” i „nie, Polska nie jest częścią Rosji”. No dobra, nikt tak naprawdę nie myślał…

Następna przerwa w używaniu wspólnego języka jest dłuższa, zdążamy rozwinąć jakiś temat po polsku, jak nagle rosyjskojęzyczni znajomi zaczynają narzekać, że nic nie rozumieją. Niby język podobny, wydaje się, że mówimy po „ichniemu”, a nie rozumieją ani słowa. Mi też 100 godzin konwersacji rosyjskich temu wydawało się, że nauczenie się rosyjskiego będzie proste. Teraz już nie mam złudzeń. Ale przynajmniej co któreś zdanie rozumiem. Albo to oni są na tyle mili, że rzadziej używają słów, których nie znam.

W atmosferze wzajemnego zrozumienia kończymy posiłek i wracamy do pracy w naszej Wieży Babel.

Kiedy po raz pierwszy planowaliśmy trasę wycieczki do Galilei, przeglądając przewodnik zwróciłam uwagę na opis pozostałości starożytnego miasta Seforis. Oczywiście moje oko przyciągnęło zdjęcie przepięknej mozaiki oraz obietnica kolejnych atrakcji zawierająca się we wskazówce, że na zwiedzanie tego parku narodowego warto przeznaczyć nawet cztery godziny. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że zgodnie z tradycją stamtąd właśnie mieli pochodzić rodzice Maryi – Anna i Joachim, a ja do św. Anny mam szczególny sentyment.

Niestety z wielu względów nie udało nam się zajechać tam w trakcie naszego pierwszego pobytu w Galilei. Na szczęście była okazja, by planować kolejne wycieczki w tamtym kierunku i do tego czasu albo udało mi się przekonać moich współpodróżników, że dla kolorowych kamyczków ułożonych w misterne wzory warto jechać kilka godzin do miejsca, o którym nigdy wcześniej się nie słyszało albo skutecznie zamęczyć przypominaniem, że jeszcze tam nie byliśmy i Seforis znalazło się dość wysoko na liście naszych priorytetów. Odkryliśmy też, że na świecie funkcjonuje ono pod niezliczoną liczbą nazw i transliteracji – Zippori, Tsipori, Sephoris – co nie ułatwiało szukania ciekawostek na jego temat. Czytaj resztę wpisu »

Izraelskie linie lotnicze El Al nie mają lekko. Nie dość, że nie mogą latać w szabat(1), to jeszcze cały czas ktoś usiłuje dokonać na nie zamachu(2). Dlatego Boeingi izraelskich linii lotniczych wyposażane są w systemy przeciwrakietowe, odprawom – także na lotniskach zagranicznych – zazwyczaj towarzyszą uzbrojeni strażnicy z bronią automatyczną, a pasażerów sprawdza się ze szczególną uwagą. Procedury bezpieczeństwa El Al uchodzą za najbardziej zaawansowane na świecie i mogą być zaskakujące dla nieprzygotowanych, dlatego prezentujemy niniejszym przewodnik, który pomoże do maksimum wykorzystać interesujące chwile przechodzenia przez kontrolę.

Czytaj resztę wpisu »

Autorzy

Kategorie

Styczeń 2010
N Pon W Śr Czw Pt S
 12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
31